piątek, 7 marca 2014

Znikam

Hej xx
Chciałam was poinformować, że nie będę już publikować nic na tym blogu. Spokojnie, blog będzie pod opieką @I_love_hug :)
Ja na ten blog nie mam czasu ani pomysłu, pozatym zawiodłam was z rozdziałem :c
Mam nadzieję, że zapamiętacie mnie jako kogoś pozytywnego, bo ja mam was wszystkich za swoje skarby <3
Możecie mnie spotkać na:
wyscig-smierci.blogspot.com

dark-story-with-niall-horan.blogspot.com

fanfiction-littleme.blogspot.com

i nowym ff, które tłumaczę z przyjaciółką http://thebadboy-fanfiction.blogspot.com .

Życzę @I_love_hug powodzenia, a z wami się żegnam :c

@Niall_potato69

środa, 5 marca 2014

Informacja

Hej miśki xx
Chciałam wam przekazać, że jest trochę za mało komentarzy jak na następny rozdział.
Pod prologiem było 19 a pod 1 rozdziałem jest tylko 8 :c
Musi być minimalnie 15 :*

niedziela, 9 lutego 2014

Rozdział 1

Nie robiąc sobie nic z tego, że dziewczyna mnie ignoruje wyjąłem ze swojej teczki szkicownik i ołówek. W wolnych chwilach uwielbiałem rysować. To pomagało mi się oderwać od rzeczywistości. Podobnie jak muzyka. Miałem rozpoczęty szkic Big Bena, a skoro mam godzinę, moja pacjentka nie chce gadać to co mi szkodzi? Początkowo nic nie znaczące kreski w końcu zaczęły przypominać wieżę. Zanim się obejrzałem szkic był skończony i wycieniowany. Spojrzałem na zegarek i stwierdziłem, że godzina minęła, co oznacza opuszczenie Rose.Schowałem swoje rzeczy do teczki i wstałem udając się do drzwi. Już trzymałem dłoń na klamce gdy dobiegł mnie głos dziewczyny.
-Ładnie rysujesz.
Odwróciłem się. Dziewczyna podniosłą wzrok znad swojej komórki.
-Słucham? -zamrugałem zdziwiony.
-Powiedziałam...
-Słyszałem. Po prostu dziwi mnie to, że się to mnie odezwałaś. - przerwałem jej.
-Twój rysunek jest naprawdę ładny.
-Dziękuje.
Patrzyłem na nią jeszcze przez chwilę czekając, aż powie coś jeszcze. Dziewczyna jednak wróciła do spoglądania na swój telefon. Lekko zdziwiony odwróciłem się w kierunku drzwi przekraczając próg z cichym "do zobaczenia".
*
Złapałem się na tym, że przez cały tydzień odliczałem czas do spotkania z Rose. Jej słowa ciągle krążyły po mojej głowie. Co prawda to była tylko pochwała mojego rysunku, ale ona powiedziała to tak... Jakby to było coś wielkiego. Znów kroczyłem szpitalnym korytarzem w kierunku sali brunetki. Otworzyłem drzwi, dziewczyna zerknęła na mnie, ale szybko skierowała swój wzrok na książkę, którą trzymała w dłoniach.
-Hej. -rzuciłem i usiadłem na krześle obok łóżka.
Przytaknęła na powitanie, jej uczy uważnie skanowały każde słowo w książce.
-Co czytasz? -spróbowałem nawiązać jakąkolwiek konwersacje. 
Dziewczyna włożyła zakładkę do książki i mi ją podała. "Gwiazd naszych wina". 
-Czytałem to.- wyszeptałem. 
-Wspaniała książka, prawda ? 
-Tak.-oddałem jej własność,a ona odłożyła ją na stoliczek obok.-Pogadamy ? 
-A niby o czym? 
-O czym tylko chcesz? Nie traktuj mnie jak jakiegoś lekarza czy coś. Jestem tylko dwa lata starszy. - uśmiechnąłem się do niej.-Może powiesz mi coś o sobie ?
-Chyba komuś nie chciało się odrobić zadania.- rzuciła.
-Nie lubię oceniać na podstawie pierwszego wrażenia.- odparłem. Ok, miała raka, mogła być odrobinę bezczelna.
-Pozwól, że ja cię ocenie. Jesteś tutaj ponieważ jestem zdesperowana.- powiedziała to tak złośliwie jakby słyszała to codziennie i miała tego zwyczajnie dość.-Ponieważ jak widać posiadanie guza mózgu w wieku 18 lat i tylko rok życia jest czymś z czego mam się cieszyć.
-Nikt nie karze ci się z tego cieszyć.- rzuciłem. Matko, jeszcze tylko rok i ta słodka i drobna osóbka zniknie z tego świata... Zaraz, że jaka?! Ogarnij się Styles, ona jest twoją pacjentką.-Wiesz brzmi to tak jakbyś się poddała.
-No co ty? -powiedziała sarkastycznie.
-Wiesz, najważniejsze jest jak wykorzystasz pozostały czas. Nie myśl o tym ile zostało, tylko o tym, jakby to wykorzystać.-rzuciłem przegryzając wargę.
-Nie masz pojęcia jak to jest, co nie? Wiedzieć, że zostało ci 355 dni życia, licząc godziny, póki umrzesz? Wiedzieć, że nie ważne co byś zrobił to i tak się stanie? Umieram Harry. I ani ty, ani nikt inny nie jest w stanie tego zmienić.- jej piękne, brązowe oczy napełniły się łzami.- Tracę siebie i nic nie można z tym zrobić.
Teraz już łzy spływały po jej twarzy. Nie zastanawiając się długo usiadłem obok niej i zgarnąłem ją w uścisk. Na początku się wyrywała, ale w końcu dała za wygraną i wtuliła się w mój tors. Jej łzy moczyły sweter, który miałem na sobie.
-Wiesz od kiedy zacząłem tą pracę widziałem małe dzieci, po 7 lat, niektóre nawet młodsze. Pamiętam ich imiona, to jak wyglądały i pamiętam dni, w których odeszły. -szeptałem głaszcząc ją uspokajająco po plecach.- Wierz mi kiedy mówię, że wiem jak to jest.
-Więc jak to jest?- wyszeptała w mój sweter.
-To tak jakbyś oglądała wodę przeciekającą przez palce. Za wszelką cenę chcesz ją zatrzymać, ale ona i tak cie się wyśliźnie. Nie mam pojęcia jak się umiera, ale wiem jak to jest widzieć jak ktoś umiera.
-Ja sądzę, że to jak spadanie.
-Co?
-Umieranie jest jak spadanie.- popatrzyła mi w oczy.-Widzisz dno przepaści i wiesz, że w nie uderzysz. Z jednej strony chcesz, żeby ktoś cię złapał, ale z drugiej wiesz, że to niemożliwe.
-Ale możesz cieszyć się lotem.
-Może...
-Chcesz jeszcze o czymś pogadać? -spytałem.
-Nie.- dziewczyna odsunęła się ode mnie i otarła łzy, które były dowodem jej wcześniejszego załamania.
-Ok.- rzuciłem i wróciłem na swoje poprzednie miejsce.
Później już nie rozmawialiśmy. Rose wzięła książkę i czytała, a ja szkicowałem. Po upływie godziny zacząłem pakować swoje rzeczy. Przed wyjściem jednak wziąłem jedną z karteczek samoprzylepnych i zapisałem na niej swój numer. Położyłem go na stoliczek.
-Co to takiego?- zapytała marszcząc śmiesznie nosek.
-Mój numer. Dzwoń o każdej porze, nieważne czy w dzień czy w nocy. Wiesz jakbyś chciała pogadać.- rzuciłem i ruszyłem do wyjścia żegnając się z dziewczyną krótkim "Pa".
Wyszedłem ze szpitala i ruszyłem do domu. Moje mieszkanie znajdowało się jakieś 30 minut drogi pieszo od szpitala. Pogoda sprzyjała mi dziś. Było dość ciepło i co najważniejsze nie padał śnieg. Mamy styczeń także to dość dobra pogoda. W końcu dotarłem do domu. Po przekroczeniu progu spostrzegłem Niall'a siedzącego na kanapie i oglądającego mecz.Spojrzałem na zegarek. 16.40.
-Nie powinieneś być w pracy? - spytałem siadając obok.
-Nie. Dziś mam na 19. -odpowiedział i spojrzał na mnie.- Jak tam nowa pacjentka?
-Śliczna...-chwila. Co?!-To znaczy...
Niall posłał mi łobuzerski uśmiech.
-Uuuu Styles, widzisz ją dopiero drugi raz.
-Odwal się.- burknąłem i ruszyłem do siebie do pokoju.
Rzuciłem swoją torbę koło łóżka, a sam udałem się do łazienki. Fakt, dopiero dochodzi siedemnasta, ale potrzebuje tego. Ściągnąłem z siebie ubrania i wrzuciłem je do kosza na brudy. Odkręciłem kurek i wszedłem pod strumień wody. Mimowolnie zacząłem myśleć o brunetce. To straszne. Ma osiemnaście lat, jest naprawdę śliczna,a tu nagle okazuje się, że został jej rok życia.
Po prysznicu ubrałem swoje ulubione spodnie dresowe i ruszyłem do kuchni z zamiarem zjedzenia czegokolwiek. Mam nadzieje, że Niall zrobił zakupy. Otworzyłem lodówkę. Ku mojemu zaskoczeniu była pełna. A jednak ten człowiek słucha. Miałem ochotę na pizze, taką jaką zawsze robi moja mama. Wyjąłem potrzebne składniki i z przepasanym wokół bioder fartuchem zabrałem się za robienie ciasta. Zrobiłem sos i pokroiłem składniki. Po wszystkim pizza wylądowała w piekarniku. Wyjąłem z lodówki puszę Pepsi i udałem się do salonu. Rzuciłem się na kanapę,  obok Niall'a.
-Co tak ładnie pachnie? - zapytał blondyn wdychając zapach.
-Twoje ulubione danie.- odpowiedziałem biorąc łyk napoju.
Na moje słowa oczy blondyna zaświeciły się niczym dwie iskierki. Z prędkością światła podniósł się z kanapy i pobiegł do kuchni. Szybko ruszyłem za nim, wiedząc, że z nim to nigdy, nic nie wiadomo. Zastałem go z nosem przy szybce piekarnika. Mogę przysiąść, że  zauważyłem strużkę śliny na jego brodzie. Fuj.
-Niall, poparzysz się.
On jednak zignorował moje słowa.
-Za ile będzie gotowe? - zapytał odsuwając się odrobinę, jednak nie spuszczając oczu z jedzenia.
-OK. 15 minut.
Niall spojrzał na zegar na ścianie.
-Dobra, jest 18, ja się ubiorę do pracy i akurat będzie, tak?
-Tak Ni.- obiecałem.
Blondyn wyszedł, a ja usiadłem przy stole rozmyślając. Z mojego świata wyrwał mnie dźwięk oznajmiający koniec pieczenia. Wyjąłem pizze i w tym samym momencie wszedł Irlandczyk. Szybko ruszył do szafek skąd wyjął talerze i szklanki. Pokroiłem danie i postawiłem na stole. Niall natychmiast rzucił się, biorąc pierwszy kawałek.
Po skończonym posiłku blondyn oznajmił, że wychodzi do pracy i wróci rano. Niall pracował w pobliskim clubie jako barman. Robi on nieziemskie drinki.
Ja natomiast udałem się do pokoju. Ułożyłem się na łóżku i wziąłem do ręki książkę, którą czytałem od kilku dni. W połowie ostatniego rozdziału zasnąłem.
Obudził mnie dźwięk telefonu. Ospale podniosłem powieki. Sięgnąłem po telefon i odebrałem połączenie.
-Halo?- mruknąłem zachrypniętym od snu głosem.
-Harry?
-Rose? Coś się stało?- wszelkie oznaki snu odeszły.
-Nie, tylko... Jejku, pewnie ci tylko przeszkadzam. Obudziłam Cię, prawda?
-To nic.- to był jeden z powodów,dla których zawsze trzymałem swój telefon koło łóżka. Praca terapeuty, to nie tylko część czasu. Należy być dla ludzi, którzy nie potrzebują tak samo w dzień, jak i w nocy.
-Wybacz, ale po prostu, powiedziałeś, że jeśli potrzebuje rozmowy...
Usiadłem opierając się o zagłówek, przeczesując moje splątane loki.
-Tak, jakby... Chciałam usłyszeć twój głos- wyszeptała niepewnie.
-Więc jestem do twoich usług. Jaki jest temat naszej rozmowy? - uśmiech pojawił się niekontrolowanie na mojej twarzy.
-Mógłbyś opowiedzieć mi coś o sobie? Cokolwiek.
Zawahałem się przez chwilę. Zwykle nie wolno mi rozmawiać z pacjentami na temat życie prywatnego. Ale na Boga,to była Rose.
-Hmm... Zastanówmy się. Nazywam się Harry,ale to pewnie już wiesz. Urodziłem się pierwszego lutego, 1994 roku. Dorastałem w Holmes Chapel. Mam starszą siostrę o imieniu Gemma. Moi rodzice rozwiedli się, kiedy miałem 7 lat. Mieszkałem z mamą,nazywa się Anne. Obecnie mieszkam ze swoim współlokatorem Niall'em.
Dziewczyna słuchała moich słów, czasami mrucząc "mhm".
-W wieku 13 lat... Ja... Zdiagnozowali u mnie chłoniak.-wyrzuciłem szybko z siebie. To były dość bolesne wspomnienia.- Ale na szczęście zdiagnozowali go szybko, co prawda miałem chemioterapię, ale udało mi się przez to przejść. Straciłem loki i wyglądałem okropnie, ale nigdy nie sądziłem, że umieram.
W słuchawce na chwile zapadła cisz.
-To dlatego to robisz.- bardziej stwierdziła niż zapytała.
-Możliwe. Ja po prostu chciałem pomagać innym w podobnej sytuacji.
-Może mnie uratujesz Harry.-wybełkotała. W jej słowach kryła się taka moc. Moje serce gwałtownie przyspieszyło.
Chciałem coś powiedzieć, ale rosnąca gula w moim gardle mi na to nie pozwalała.
-Harry?
-Tak?
-Nie czytałeś jeszcze moich dokumentów, prawda? - zapytała niepewnie.
-Nie, jeszcze nie.- myślałem, że zrobię to na następnej wizycie.
-Przeczytaj je. -rzuciła. W jej głosie mogłem wyczuć nutę zmęczenia. Pewnie jest śpiąca.
-Dobrze. Jesteś zmęczona, powinnaś się przespać...
-Możesz mi zaśpiewać?
-C-co? -zająknąłem się. Jej prośba zbiła mnie z tropu.
-Proszę.- usłyszałem błaganie w jej głosie.
-Dobrze, ale co?
-Co tylko chcesz.- w mojej głowie pojawił się obraz jej uśmiechniętej twarzy.
-Nothing goes as planned. Everything will break. People say goodbye*- śpiewałem dopóki po drugiej stronie nie był słyszalny tylko równomierny oddech Rose.
-Dobranoc Rose.- wyszeptałem i rozłączyłem się.
Odłożyłem telefon i wstałem wiedząc, że nie zasnę dopóki nie przeczytam jej dokumentów.
Podszedłem do swojej teczki i wyciągnąłem plik. Wróciłem na swoje wcześniejsze miejsce na łóżku i zacząłem czytać.Moje oczy dokładnie śledziły każde słowo. Dane, adres i historia choroby. Moje oczy przyciągnął gruby napis na samym dole kartki: PRÓBA SAMOBÓJCZA.
Słowa zdawały się na siebie nachodzić. Samookaleczenia, przedawkowania. Została przyjęta na oddział pod koniec listopada.
Moja głowa samoistnie opadła w dół.
-Matko Boska, Rose, coś ty zrobiła...
*
Rano obudził mnie Niall szturchający moje ramie.
-O co ci chodzi kretynie?- warknąłem na niego. No sorry, ale kiedy się nie wyśpię jestem drażliwy.
-Wow, ktoś miał chyba ciężką noc.- burknął Irlandczyk.- Chciałem Cię tylko obudzić na śniadanie. Jest już jedenasta, a zwykle jesteś na nogach od ósmej. 
-Ooo... Dzięki Ni. Zaraz przyjdę.
Blondyn posłał mi uśmiech i opuścił pokój. Poleżałem jeszcze chwilę i  wstałem z zamiarem udania się pod prysznic. 
Po wykonaniu porannych czynności skończyłem w kuchni z Niallem i pysznym śniadaniem. Podczas posiłku Irlandczyk zaproponował wypad na kręgle.
Takim oto sposobem siedzimy teraz w loży. Cały czas myślę o Rose, przez co w ogóle nie idzie mi gra.  Horan zdawał się to zauważyć. 
-Ej, co jest? 
-Ja... Martwię się o Rose...
-Czekaj, czekaj , czekaj.- przerwał mi patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami- To ta twoja nowa pacjentka?
-Ymm, tak? 
-Co z nią? 
-Zadzwoniła do mnie w nocy i rozmawialiśmy... Kazała mi przeczytać swój plik.
-I co w związku z tym?- zapytał kompletnie nie rozumiejąc mojego zachowania. 
Nie ma co się dziwić. Nigdy nie martwiłem się, aż tak bardzo pacjentem.
-Ona ma za sobą próbę samobójcza...- wyszeptałem. Nagle w moich oczach zebrały się łzy.- Stary, ona jest taka drobna i niewinna. 
-Harry, posłuchaj mnie uważnie.- powiedział łapiąc mnie za ramiona.- Wiem, że jesteś w stanie pomóc jej. I ty też o tym wiesz. Postaraj się, a odniesiesz sukces.


*Andrew Belle - In my veins
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej, jestem Kelsey i to ja właśnie będę prowadzić tego bloga z @Niall_potato69 . Wszystko wytłumaczyła wam ona w notce pod rozdziałem. W razie pytań piszcie do nas na TT. Mam nadzieję, że rozdział się spodoba. Komentujcie :)

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Prologue

Harry's POV 
Jednocześnie kochałem i nienawidziłem oddziału chorych na raka. Uwielbiałem być dla tych wszystkich dzieci , których nie miał kto wysłuchać oraz dla tych , którzy po prostu potrzebowali towarzystwa.Praca terapeuty przynosiła mi pewnego rodzaju ukojenie. Wiedza , że chociaż odrobinę mogę odciągnąć ich myśli od tego co nieuniknione .
Przemierzałem biały korytarz w celu dotarcia do sali pacjentki, którą muszę przejąć. Spojrzałem w kartę. Moją pacjentką jest Rose Smith. Ma nowotwór. Kurde, to straszne. Dziewczyna ma zaledwie 18 lat. Zatrzymałem się przed salą 269. Napisałem sms'a do Niall'a, żeby kupił coś na obiad. Teraz obowiazki. Wziąłem głęboki oddech i wszedłem do środka. Zastałem piękność leżącą w białej pieżynie z pustką w oczach. Podszedłem do niej i usiadłem na łóżku.
-Cześć Rose. Teraz ja jestem twoim nowym terapeutą. Nazywam się Harry. - powiedziałem z uśmiechem. Brunetka leniwie odwróciła głowę patrząc w moją stronę.
-Nowy terapeuta. Super. - odpowiedziała i sztucznie się uśmiechnęła.
-Mam nadzieję, że się zaprzyjaźnimy. - powiedziałem by wywołać szczery uśmiech na jej bladoróżanych ustach.
-A ja nie. - powiedziała dosyć smutno.
-Chciałem pogadać - zignorowałem jej wcześniejszą wypowiedź. W sumie nie wiem o niej nic, oprócz tego, że ma raka, ma 18 lat i nazywa się Rose Smith.
-Wiele osób chciało - odpowiedziała, a na jej twarzy nie zagościła nawet odrobina jakich kolwiek emocji.
-Opowiedź mi coś o sobie - mnie nie jest łatwo zniechęcić. Cały czas się usmiechałem.
-Masz moją kartę. Co powinieneś wiedzieć, to wiesz. - Rose nie jest pierwszą zamkniętą w sobie pacjentką, ale ewidentnie widać, że jest wyjątkowo wrażliwa.
-Karta nie mówi wszystkiego o człowieku. Wolałbym nie oceniać Cie na jej podstawie - odpowiedziałem. Dziewczyna nic już nie odpowiedziała. Po prostu sięgnęła po telefon nie zwracając na mnie uwagi. Chyba nie będzie z nią łatwo.

-------------------------------------------------
No to mamy prolog :D
Tego bloga będę prowadzić razem z @I_love_hug . Rozdziały będziemy pisać na zmianę :)
W razie pytań zapraszam na tt: @Niall_potato69 lub @I_love_hug .
Mam nadzieję, że bedziecie śledzić dalsze losy bohaterów :)
Jeśli chcesz być informowany o nowych rozdziałach zapraszam do zakładki INFORMOWANI xx