niedziela, 9 lutego 2014

Rozdział 1

Nie robiąc sobie nic z tego, że dziewczyna mnie ignoruje wyjąłem ze swojej teczki szkicownik i ołówek. W wolnych chwilach uwielbiałem rysować. To pomagało mi się oderwać od rzeczywistości. Podobnie jak muzyka. Miałem rozpoczęty szkic Big Bena, a skoro mam godzinę, moja pacjentka nie chce gadać to co mi szkodzi? Początkowo nic nie znaczące kreski w końcu zaczęły przypominać wieżę. Zanim się obejrzałem szkic był skończony i wycieniowany. Spojrzałem na zegarek i stwierdziłem, że godzina minęła, co oznacza opuszczenie Rose.Schowałem swoje rzeczy do teczki i wstałem udając się do drzwi. Już trzymałem dłoń na klamce gdy dobiegł mnie głos dziewczyny.
-Ładnie rysujesz.
Odwróciłem się. Dziewczyna podniosłą wzrok znad swojej komórki.
-Słucham? -zamrugałem zdziwiony.
-Powiedziałam...
-Słyszałem. Po prostu dziwi mnie to, że się to mnie odezwałaś. - przerwałem jej.
-Twój rysunek jest naprawdę ładny.
-Dziękuje.
Patrzyłem na nią jeszcze przez chwilę czekając, aż powie coś jeszcze. Dziewczyna jednak wróciła do spoglądania na swój telefon. Lekko zdziwiony odwróciłem się w kierunku drzwi przekraczając próg z cichym "do zobaczenia".
*
Złapałem się na tym, że przez cały tydzień odliczałem czas do spotkania z Rose. Jej słowa ciągle krążyły po mojej głowie. Co prawda to była tylko pochwała mojego rysunku, ale ona powiedziała to tak... Jakby to było coś wielkiego. Znów kroczyłem szpitalnym korytarzem w kierunku sali brunetki. Otworzyłem drzwi, dziewczyna zerknęła na mnie, ale szybko skierowała swój wzrok na książkę, którą trzymała w dłoniach.
-Hej. -rzuciłem i usiadłem na krześle obok łóżka.
Przytaknęła na powitanie, jej uczy uważnie skanowały każde słowo w książce.
-Co czytasz? -spróbowałem nawiązać jakąkolwiek konwersacje. 
Dziewczyna włożyła zakładkę do książki i mi ją podała. "Gwiazd naszych wina". 
-Czytałem to.- wyszeptałem. 
-Wspaniała książka, prawda ? 
-Tak.-oddałem jej własność,a ona odłożyła ją na stoliczek obok.-Pogadamy ? 
-A niby o czym? 
-O czym tylko chcesz? Nie traktuj mnie jak jakiegoś lekarza czy coś. Jestem tylko dwa lata starszy. - uśmiechnąłem się do niej.-Może powiesz mi coś o sobie ?
-Chyba komuś nie chciało się odrobić zadania.- rzuciła.
-Nie lubię oceniać na podstawie pierwszego wrażenia.- odparłem. Ok, miała raka, mogła być odrobinę bezczelna.
-Pozwól, że ja cię ocenie. Jesteś tutaj ponieważ jestem zdesperowana.- powiedziała to tak złośliwie jakby słyszała to codziennie i miała tego zwyczajnie dość.-Ponieważ jak widać posiadanie guza mózgu w wieku 18 lat i tylko rok życia jest czymś z czego mam się cieszyć.
-Nikt nie karze ci się z tego cieszyć.- rzuciłem. Matko, jeszcze tylko rok i ta słodka i drobna osóbka zniknie z tego świata... Zaraz, że jaka?! Ogarnij się Styles, ona jest twoją pacjentką.-Wiesz brzmi to tak jakbyś się poddała.
-No co ty? -powiedziała sarkastycznie.
-Wiesz, najważniejsze jest jak wykorzystasz pozostały czas. Nie myśl o tym ile zostało, tylko o tym, jakby to wykorzystać.-rzuciłem przegryzając wargę.
-Nie masz pojęcia jak to jest, co nie? Wiedzieć, że zostało ci 355 dni życia, licząc godziny, póki umrzesz? Wiedzieć, że nie ważne co byś zrobił to i tak się stanie? Umieram Harry. I ani ty, ani nikt inny nie jest w stanie tego zmienić.- jej piękne, brązowe oczy napełniły się łzami.- Tracę siebie i nic nie można z tym zrobić.
Teraz już łzy spływały po jej twarzy. Nie zastanawiając się długo usiadłem obok niej i zgarnąłem ją w uścisk. Na początku się wyrywała, ale w końcu dała za wygraną i wtuliła się w mój tors. Jej łzy moczyły sweter, który miałem na sobie.
-Wiesz od kiedy zacząłem tą pracę widziałem małe dzieci, po 7 lat, niektóre nawet młodsze. Pamiętam ich imiona, to jak wyglądały i pamiętam dni, w których odeszły. -szeptałem głaszcząc ją uspokajająco po plecach.- Wierz mi kiedy mówię, że wiem jak to jest.
-Więc jak to jest?- wyszeptała w mój sweter.
-To tak jakbyś oglądała wodę przeciekającą przez palce. Za wszelką cenę chcesz ją zatrzymać, ale ona i tak cie się wyśliźnie. Nie mam pojęcia jak się umiera, ale wiem jak to jest widzieć jak ktoś umiera.
-Ja sądzę, że to jak spadanie.
-Co?
-Umieranie jest jak spadanie.- popatrzyła mi w oczy.-Widzisz dno przepaści i wiesz, że w nie uderzysz. Z jednej strony chcesz, żeby ktoś cię złapał, ale z drugiej wiesz, że to niemożliwe.
-Ale możesz cieszyć się lotem.
-Może...
-Chcesz jeszcze o czymś pogadać? -spytałem.
-Nie.- dziewczyna odsunęła się ode mnie i otarła łzy, które były dowodem jej wcześniejszego załamania.
-Ok.- rzuciłem i wróciłem na swoje poprzednie miejsce.
Później już nie rozmawialiśmy. Rose wzięła książkę i czytała, a ja szkicowałem. Po upływie godziny zacząłem pakować swoje rzeczy. Przed wyjściem jednak wziąłem jedną z karteczek samoprzylepnych i zapisałem na niej swój numer. Położyłem go na stoliczek.
-Co to takiego?- zapytała marszcząc śmiesznie nosek.
-Mój numer. Dzwoń o każdej porze, nieważne czy w dzień czy w nocy. Wiesz jakbyś chciała pogadać.- rzuciłem i ruszyłem do wyjścia żegnając się z dziewczyną krótkim "Pa".
Wyszedłem ze szpitala i ruszyłem do domu. Moje mieszkanie znajdowało się jakieś 30 minut drogi pieszo od szpitala. Pogoda sprzyjała mi dziś. Było dość ciepło i co najważniejsze nie padał śnieg. Mamy styczeń także to dość dobra pogoda. W końcu dotarłem do domu. Po przekroczeniu progu spostrzegłem Niall'a siedzącego na kanapie i oglądającego mecz.Spojrzałem na zegarek. 16.40.
-Nie powinieneś być w pracy? - spytałem siadając obok.
-Nie. Dziś mam na 19. -odpowiedział i spojrzał na mnie.- Jak tam nowa pacjentka?
-Śliczna...-chwila. Co?!-To znaczy...
Niall posłał mi łobuzerski uśmiech.
-Uuuu Styles, widzisz ją dopiero drugi raz.
-Odwal się.- burknąłem i ruszyłem do siebie do pokoju.
Rzuciłem swoją torbę koło łóżka, a sam udałem się do łazienki. Fakt, dopiero dochodzi siedemnasta, ale potrzebuje tego. Ściągnąłem z siebie ubrania i wrzuciłem je do kosza na brudy. Odkręciłem kurek i wszedłem pod strumień wody. Mimowolnie zacząłem myśleć o brunetce. To straszne. Ma osiemnaście lat, jest naprawdę śliczna,a tu nagle okazuje się, że został jej rok życia.
Po prysznicu ubrałem swoje ulubione spodnie dresowe i ruszyłem do kuchni z zamiarem zjedzenia czegokolwiek. Mam nadzieje, że Niall zrobił zakupy. Otworzyłem lodówkę. Ku mojemu zaskoczeniu była pełna. A jednak ten człowiek słucha. Miałem ochotę na pizze, taką jaką zawsze robi moja mama. Wyjąłem potrzebne składniki i z przepasanym wokół bioder fartuchem zabrałem się za robienie ciasta. Zrobiłem sos i pokroiłem składniki. Po wszystkim pizza wylądowała w piekarniku. Wyjąłem z lodówki puszę Pepsi i udałem się do salonu. Rzuciłem się na kanapę,  obok Niall'a.
-Co tak ładnie pachnie? - zapytał blondyn wdychając zapach.
-Twoje ulubione danie.- odpowiedziałem biorąc łyk napoju.
Na moje słowa oczy blondyna zaświeciły się niczym dwie iskierki. Z prędkością światła podniósł się z kanapy i pobiegł do kuchni. Szybko ruszyłem za nim, wiedząc, że z nim to nigdy, nic nie wiadomo. Zastałem go z nosem przy szybce piekarnika. Mogę przysiąść, że  zauważyłem strużkę śliny na jego brodzie. Fuj.
-Niall, poparzysz się.
On jednak zignorował moje słowa.
-Za ile będzie gotowe? - zapytał odsuwając się odrobinę, jednak nie spuszczając oczu z jedzenia.
-OK. 15 minut.
Niall spojrzał na zegar na ścianie.
-Dobra, jest 18, ja się ubiorę do pracy i akurat będzie, tak?
-Tak Ni.- obiecałem.
Blondyn wyszedł, a ja usiadłem przy stole rozmyślając. Z mojego świata wyrwał mnie dźwięk oznajmiający koniec pieczenia. Wyjąłem pizze i w tym samym momencie wszedł Irlandczyk. Szybko ruszył do szafek skąd wyjął talerze i szklanki. Pokroiłem danie i postawiłem na stole. Niall natychmiast rzucił się, biorąc pierwszy kawałek.
Po skończonym posiłku blondyn oznajmił, że wychodzi do pracy i wróci rano. Niall pracował w pobliskim clubie jako barman. Robi on nieziemskie drinki.
Ja natomiast udałem się do pokoju. Ułożyłem się na łóżku i wziąłem do ręki książkę, którą czytałem od kilku dni. W połowie ostatniego rozdziału zasnąłem.
Obudził mnie dźwięk telefonu. Ospale podniosłem powieki. Sięgnąłem po telefon i odebrałem połączenie.
-Halo?- mruknąłem zachrypniętym od snu głosem.
-Harry?
-Rose? Coś się stało?- wszelkie oznaki snu odeszły.
-Nie, tylko... Jejku, pewnie ci tylko przeszkadzam. Obudziłam Cię, prawda?
-To nic.- to był jeden z powodów,dla których zawsze trzymałem swój telefon koło łóżka. Praca terapeuty, to nie tylko część czasu. Należy być dla ludzi, którzy nie potrzebują tak samo w dzień, jak i w nocy.
-Wybacz, ale po prostu, powiedziałeś, że jeśli potrzebuje rozmowy...
Usiadłem opierając się o zagłówek, przeczesując moje splątane loki.
-Tak, jakby... Chciałam usłyszeć twój głos- wyszeptała niepewnie.
-Więc jestem do twoich usług. Jaki jest temat naszej rozmowy? - uśmiech pojawił się niekontrolowanie na mojej twarzy.
-Mógłbyś opowiedzieć mi coś o sobie? Cokolwiek.
Zawahałem się przez chwilę. Zwykle nie wolno mi rozmawiać z pacjentami na temat życie prywatnego. Ale na Boga,to była Rose.
-Hmm... Zastanówmy się. Nazywam się Harry,ale to pewnie już wiesz. Urodziłem się pierwszego lutego, 1994 roku. Dorastałem w Holmes Chapel. Mam starszą siostrę o imieniu Gemma. Moi rodzice rozwiedli się, kiedy miałem 7 lat. Mieszkałem z mamą,nazywa się Anne. Obecnie mieszkam ze swoim współlokatorem Niall'em.
Dziewczyna słuchała moich słów, czasami mrucząc "mhm".
-W wieku 13 lat... Ja... Zdiagnozowali u mnie chłoniak.-wyrzuciłem szybko z siebie. To były dość bolesne wspomnienia.- Ale na szczęście zdiagnozowali go szybko, co prawda miałem chemioterapię, ale udało mi się przez to przejść. Straciłem loki i wyglądałem okropnie, ale nigdy nie sądziłem, że umieram.
W słuchawce na chwile zapadła cisz.
-To dlatego to robisz.- bardziej stwierdziła niż zapytała.
-Możliwe. Ja po prostu chciałem pomagać innym w podobnej sytuacji.
-Może mnie uratujesz Harry.-wybełkotała. W jej słowach kryła się taka moc. Moje serce gwałtownie przyspieszyło.
Chciałem coś powiedzieć, ale rosnąca gula w moim gardle mi na to nie pozwalała.
-Harry?
-Tak?
-Nie czytałeś jeszcze moich dokumentów, prawda? - zapytała niepewnie.
-Nie, jeszcze nie.- myślałem, że zrobię to na następnej wizycie.
-Przeczytaj je. -rzuciła. W jej głosie mogłem wyczuć nutę zmęczenia. Pewnie jest śpiąca.
-Dobrze. Jesteś zmęczona, powinnaś się przespać...
-Możesz mi zaśpiewać?
-C-co? -zająknąłem się. Jej prośba zbiła mnie z tropu.
-Proszę.- usłyszałem błaganie w jej głosie.
-Dobrze, ale co?
-Co tylko chcesz.- w mojej głowie pojawił się obraz jej uśmiechniętej twarzy.
-Nothing goes as planned. Everything will break. People say goodbye*- śpiewałem dopóki po drugiej stronie nie był słyszalny tylko równomierny oddech Rose.
-Dobranoc Rose.- wyszeptałem i rozłączyłem się.
Odłożyłem telefon i wstałem wiedząc, że nie zasnę dopóki nie przeczytam jej dokumentów.
Podszedłem do swojej teczki i wyciągnąłem plik. Wróciłem na swoje wcześniejsze miejsce na łóżku i zacząłem czytać.Moje oczy dokładnie śledziły każde słowo. Dane, adres i historia choroby. Moje oczy przyciągnął gruby napis na samym dole kartki: PRÓBA SAMOBÓJCZA.
Słowa zdawały się na siebie nachodzić. Samookaleczenia, przedawkowania. Została przyjęta na oddział pod koniec listopada.
Moja głowa samoistnie opadła w dół.
-Matko Boska, Rose, coś ty zrobiła...
*
Rano obudził mnie Niall szturchający moje ramie.
-O co ci chodzi kretynie?- warknąłem na niego. No sorry, ale kiedy się nie wyśpię jestem drażliwy.
-Wow, ktoś miał chyba ciężką noc.- burknął Irlandczyk.- Chciałem Cię tylko obudzić na śniadanie. Jest już jedenasta, a zwykle jesteś na nogach od ósmej. 
-Ooo... Dzięki Ni. Zaraz przyjdę.
Blondyn posłał mi uśmiech i opuścił pokój. Poleżałem jeszcze chwilę i  wstałem z zamiarem udania się pod prysznic. 
Po wykonaniu porannych czynności skończyłem w kuchni z Niallem i pysznym śniadaniem. Podczas posiłku Irlandczyk zaproponował wypad na kręgle.
Takim oto sposobem siedzimy teraz w loży. Cały czas myślę o Rose, przez co w ogóle nie idzie mi gra.  Horan zdawał się to zauważyć. 
-Ej, co jest? 
-Ja... Martwię się o Rose...
-Czekaj, czekaj , czekaj.- przerwał mi patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami- To ta twoja nowa pacjentka?
-Ymm, tak? 
-Co z nią? 
-Zadzwoniła do mnie w nocy i rozmawialiśmy... Kazała mi przeczytać swój plik.
-I co w związku z tym?- zapytał kompletnie nie rozumiejąc mojego zachowania. 
Nie ma co się dziwić. Nigdy nie martwiłem się, aż tak bardzo pacjentem.
-Ona ma za sobą próbę samobójcza...- wyszeptałem. Nagle w moich oczach zebrały się łzy.- Stary, ona jest taka drobna i niewinna. 
-Harry, posłuchaj mnie uważnie.- powiedział łapiąc mnie za ramiona.- Wiem, że jesteś w stanie pomóc jej. I ty też o tym wiesz. Postaraj się, a odniesiesz sukces.


*Andrew Belle - In my veins
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej, jestem Kelsey i to ja właśnie będę prowadzić tego bloga z @Niall_potato69 . Wszystko wytłumaczyła wam ona w notce pod rozdziałem. W razie pytań piszcie do nas na TT. Mam nadzieję, że rozdział się spodoba. Komentujcie :)